Francuskie wybory prezydenckie za nami, ale po batalii, którą Emmanuel Macron można było odnieść wrażenie, że podczas walki o głosy nie mniej ważna niż sam kandydat była jego żona, Brigitte.
Nowa pierwsza dama, starsza od swojego męża o 25 (!) lat, od pierwszego dnia kampanii zyskała wielką popularność nie tylko ze względu na różnicę wieku między małżonkami, ale przede wszystkim ze względu na swój styl. Przez niektóre media została okrzyknięta „nową Jane Fondą”, a to za sprawą odważnych modowych wyborów. Brigitte Macron zdaje się kompletnie nie przejmować swoim wiekiem i nosi ubrania, które równie dobrze mogłaby włożyć kobieta o kilkadziesiąt lat młodsza. Uwagę mediów przykuły nie tylko bardzo wysokie obcasy czy skórzane spodnie, ale także marynarki i żakiety, których francuska pierwsza dama zdaje się mieć w swojej szafie mnóstwo.
Wśród nich szczególną uwagę zwraca chyba najodważniejszy strój, jaki można sobie wyobrazić na prezydenckiej inauguracji. Mowa o słynnym już pastelowym błękitnym żakiecie, w którym pierwsza dama skradła mężowi całe show. Do tego dodała kremowe szpilki od Louisa Vuittona i torebkę w takim samym kolorze. Mogło się wydawać, że Pałac Elizejski na moment zmienił się w szeroko opisywany niedawno na Krainie Stylu Festiwal w Cannes, ale „Bibi” – bo tak nazywają ją najbliżsi – jest kobietą na tyle pewną siebie, że widać było, iż wspaniale się bawi wywołując oburzenie co bardziej konserwatywnych komentatorów.
Warto też przypomnieć, że tą kreacją Macron nawiązała do stylu dwóch amerykańskich pierwszych dam. Mowa tu o pamiętnej sukni i blezerze w identycznym odcieniu błękitu, którą na prezydencką inaugurację włożyła Melania Trump. Z drugiej strony, żona Donalda Trumpa swoich strojem zainspirowała się płaszczem, który podczas zaprzysiężenia miała na sobie Jacqueline Kennedy. Jak zatem widać, uchodzący za spokojny błękit, jest spokojny tylko z pozoru. Jeśli odpowiednio odważna kobieta dobierze go zgodnie ze swoim charakterem, ten łagodny kolor potrafi nieźle namieszać!