Dawniej opalona skóra była niejako wyznacznikiem stanu społecznego. Chłopi pracujący na dworze byli najczęściej spieczeni słońcem, podczas gdy wysoko urodzeni chowali się przed nim w pałacach i pod parasolkami.
Dzisiaj w naszym kręgu kulturowym trudno określić konkretny kanon piękna, do którego powinnyśmy (a tak właściwie to nie powinnyśmy) się dostosować. Każde ciało ma inne predyspozycje, również jeśli chodzi o wytwarzanie melatoniny. Wraz z przyjściem lata jednak wiele z nas kusi, żeby pokryć swoją skórę opalenizną chociażby dla samego skojarzenia z egzotycznymi wakacjami.
Najważniejszą rzeczą jest pamiętanie o własnym zdrowiu. Słońce ma wiele zalet – dodaje nam energii i chęci do życia, kiedy wreszcie pokaże się po miesiącach szarości – ale wystawianie się na jego działanie bez przygotowania może grozić m.in. poparzeniem, przegrzaniem, zniszczeniem włókien kolagenowych, a nawet powstaniem nowotworu skóry.
Oto kilka tipów ode mnie:
Po pierwsze: ZAPOBIEGAĆ
Teoretycznie każda z nas dobrze wie, że przed wyjściem na słońce trzeba posmarować się kremem z filtrem, ale w rzeczywistości bywa różnie. Należy pamiętać, że filtry UV nie zapobiegają opalaniu, tylko szkodliwemu działaniu promieni na naszą skórę. Nie warto rezygnować z nich ani wybierać najmniejszego możliwego SPF, żeby opalić się jak najszybciej, bo można zrobić sobie krzywdę.
Powinnyśmy wybierać też odpowiednie kosmetyki do twarzy. Krem i pomadka z filtrem to podstawa letniej pielęgnacji.
Po drugie: NAWILŻAĆ I ŁAGODZIĆ
Kiedy zaszalejemy w słoneczny dzień, wieczorem najczęściej odkrywamy nieprzyjemne skutki widoczne na pierwszy rzut oka na naszej skórze. Jeśli zdarzy nam się „spiec” plecy, dekolt czy cokolwiek innego, niezbędny jest kojący balsam. Najlepiej jeśli ma on lekką konsystencję i zawiera mocznik, lipidy lub kwas hialuronowy, które to substancje pomagają w magazynowaniu wody przez skórę.
Na pieczenie ulgę przyniesie żel lub balsam aloesowy.
Alternatywa W TUBCE
Choć latem miło jest przebywać na dworze, nie każdy może sobie pozwolić na wylegiwanie się na plaży czy w ogródku i łapanie słońca. Dla tych zapracowanych/uczulonych na słońce/przeciwniczek standardowego opalania świetną alternatywą są samoopalacze.
Produkty dostępne dziś na rynku mają niewiele wspólnego z tym okropnym pomarańczowym odcieniem, który pewnie pojawia nam się przed oczami po samym przeczytaniu tego słowa. Należy dobrać produkt odpowiedni do naszej karnacji. Obowiązkowo musimy zaopatrzyć się w dwa różne produkty: przeznaczony do ciała i do twarzy.
Zawsze pozostaje MAKIJAŻ
Jeśli nie mamy w sobie na tyle chęci i zapału, żeby smarować się opalenizną w tubce, możemy zawsze nadać sobie tego „wakacyjnego blasku” przez umiejętne użycie bronzera. Zamiast zwykłego konturowania kości policzkowych i nosa – trzeba nałożyć go tam, gdzie naturalnie odznaczyłoby się słońce: na czole, brodzie i czubku nosa. Możemy użyć go także na szyi i dekolcie, żeby twarz nie odznaczała się od reszty ciała.
Runda szybkich porad:
- pierwszego dnia opalaj się około 15-20 minut, potem stopniowo wydłużaj ten czas
- nie leż na słońcu tak długo, aż zauważysz zmianę koloru skóry - komórki potrzebują czasu na regenerację, a brąz pojawi się z czasem
- pij dużo wody!!! zawsze, ale na słońcu szczególnie
- jeśli nakładasz przyspieszacz opalania, rób to NA warstwę kremu z filtrem
A Wy wolicie wylegiwać się w słońcu czy chować w cieniu? Koniecznie podzielcie się swoimi sposobami na pozyskiwanie zdrowej opalenizny ;)